Kategorie
Literatura nordycka

Elling mamusin synek – Ingvar Ambjornsen, czyli najlepsza norweska komedia

Jest 1995, Ingvar Ambjørnsen ma 39 lat i publikuje „Ellinga mamusin synka”, za którego otrzyma Brageprisen, jedną z najważniejszych nagród literackich w Norwegii.  W młodości rebeliant, zwolennik dostępu do miękkich narkotyków, próbujący różnych zawodów, bardzo szybko postanawia pisać. Z sukcesem. Doczekał się świetnych adaptacji swoich książek, zarówno filmowej, jak i teatralnej. Obecnie mieszka w Niemczech.

W skrócie powieść jest o dwóch trzydziestolatkach. Elling (34 l.) mieszkający całe życie z samotnie wychowującą go mamą, po jej śmierci przechodzi załamanie nerwowe i trafia do kliniki psychiatrycznej. Tam pozna Kjell Bjarne (32 l.), z którym przyjdzie mu dzielić pokój. Dwóch dorosłych mężczyzn, dwóch prawiczków, dwa różne światy. Kjell Bjarne erotoman, namiętny pasjonat porno, wielkie chłopisko, „facet o intelekcie kosiarki do trawy”, wiecznie głodny. „Nażreć się i wysrać – powtarza Kjell Bjarne. – Do tego wszystko się sprowadza”. Jego filozofia, to sztuka przetrwania od śniadania do obiadu. Mówi to, co myśli a myśli głównie o seksie i o jedzeniu. Ambjørnsen wykreował z pozoru troglodytę, którego życiową tragedią jest fakt, że nigdy się nie „pieprzył”. Z pozoru, bo ten nieokrzesaniec, choć stale wybucha, to jednak nikogo nie krzywdzi. Widzimy dorosłego mężczyznę, który spontanicznie okazuje emocje, coś absolutnie niespotykanego w Norwegii. Niczego nie udaje, jeśli coś czuje to nazywa to po swojemu, w prosty sposób.  Elling jest jego przeciwieństwem, opanowany, wyedukowany kontestator rzeczywistości,

„świadomy ograniczeń, ba, nieporadności intelektualisty w sprawach praktycznych”.

Przemyślenia zostawia dla siebie, dzieli się nimi wyłącznie ze sobą. Gdy się spotkają zaiskrzy. „Zwady pomiędzy dwoma mężczyznami zamkniętymi w ciasnym pomieszczeniu są czymś naturalnym” – pomyśli Elling. „My, mężczyźni, mamy głęboko zakodowaną walkę o swój rewir”.

To genialna, bezpretensjonalna historia niespodziewanej męskiej przyjaźni. Zabawna, napisana językiem pozbawionym drwiny, bez ironii, bez uszczypliwości. Cudownie rozbrajająca swoją szczerością. Jest jak norweska przyroda: piękna, nieskalana manierą, przyjazna człowiekowi. Oto najlepsza literacka lekcja normalności udzielona przez dwóch wariatów.

Jest w niej lekkość i swoboda, czuć w niej przestrzeń, której nic nie ogranicza, żadna cenzura, czy poprawność polityczna. Chociaż ta powieść jak na warunki norweskie jest bardzo niepoprawna politycznie, właściwie nie powinna się w ogóle ukazać. Elling, bowiem, pozwala sobie pomyśleć to, o czym Norwedzy uprzejmie milczą. I w tym jego wewnętrznym komentowaniu świata widzę sukces tej książki. Niby zostało powiedziane coś, co rzeczywiście zostało wyłącznie pomyślane i to przez pacjenta kliniki psychiatrycznej. Kto by wierzył wariatom? W ten niebanalny sposób Ambjørnsen pisze, co myśli o współczesnej Norwegii i świecie.

Napisze, co sądzi o państwie opiekuńczym, przejmującym kontrolę nad człowiekiem (Porównaj z: „Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym” Maciej Czarnecki), które każdego odstającego od wzoru normalności kieruje na rehabilitację psychiatryczną. Czy Kjell Bjarne i Elling są nienormalni, czy to zwariował świat wokół nich? Czy normalne jest duszenie w sobie wszelkich emocji? Dlaczego powściągliwość emocjonalna jest bardziej akceptowalna od spontanicznego wyrażania swojego zdania? Ambjørnsen pokazuje, że społeczeństwo narzucające sobie pewien ideał poprawności stosunków międzyludzkich, dochodzi czasem do granic absurdu. Elling ma lepszy kontakt ze swoim podobno nienormalnym kolegą niż z psychoterapeutką. Tam, gdzie system zawodzi rodzi się więź i porozumienie.

Elling żył w bardzo bliskiej więzi z matką, właściwie w wyizolowanym od innych ludzi świecie. Gdy matka umiera nie jest w stanie zapanować nad narastającym wokół niego chaosem. Codzienność, którą organizowała matka, przerasta go. Tak, jak zawsze przerastały go kontakty z innymi ludźmi. Mobbingowany przez kolegów w szkole, cierpiący na fobię społeczną, zamyka się w bezpiecznym świecie książek, z którego wychodzi wyłącznie do własnego wewnętrznego świata. Tam buzuje od emocji, romansuje w myślach, prowadzi dysputy, rozdaje słowne cięgi. Ten mistrz wewnętrznej riposty twardo milczy, bo świat zbyt często z niego kpił, więc zamknął się w sobie. Fantastycznie czyta się jego wewnętrzne monologi:

„Przypuszczałem, że kierowniczka pracowni albo ergoterapeutka, jak ją naukowo tytułowano, to kobieta nieużywająca biustonosza i głosująca na Socjalistyczną Lewicę. Takie kobiety nie traktują poważnie zgodnego z płcią podziału pracy”.

Albo: „Oto zbudowali olbrzymie centrum handlowe o rozmiarach hangaru, a przymierzalnie z jakiegoś powodu dali wielkości pionowo ustawionej trumny”.

Świetnie ta powieść pokazuje nordyckie antagonizmy. Według Ellinga nie ma niczego podniecającego w duńskim lodowatym powietrzu a cechą szczególną Duńczyków jest wrodzona arogancja. Podobnie jak Szwedów, którzy są aroganckimi zrzędami „szeroko znanymi z tego, że zagranicą nigdy z niczego nie są zadowoleni”. Świetnie też widać to, co typowe i dla Norwegii i dla innych krajów Północy. Tutaj na zbudowanie głębszej relacji trzeba czasu, ale dla cierpliwych zawsze jest zaskakująco miłe zakończenie. Wzruszający jest trud, jaki Elling i Kjell Bjarne zadają sobie w przygotowanie prezentów bożonarodzeniowych. Urocze, jak Elling tłumaczy załamanemu Kjell Bjarnemu, że nie wszystkie kobiety w Norwegii mają go „w dupie” a tylko kilkaset tysięcy, a większość z czystej niewiedzy, bo nie wiedzą o jego istnieniu. Fenomenalnie Elling pomaga przyjacielowi, o którym zaledwie mówi „kumpel”, znaleźć dziewczynę. Intryga, jaką wymyśla, cała logistyka, jaką uruchamia do wdrożenia w życie planu to mistrzowska lekcja zrozumienia, oddania, poświęcenia.

W książce jest dużo gry na naszych emocjach. Śmiejemy się a zaraz wzruszamy. Czytamy o współczesnej Norwegii, z perspektywy dwóch dorosłych mężczyzn, którzy według definicji normalności, do tego pastwa nie pasują. Okazuje się jednak, że nienormalny jest świat, w którym przyszło im żyć, bo czy normalna jest rodzina, w której z dziećmi rozmawia się językiem agresji? Czy normalna jest toksyczna matka? Ta z pozoru lekka i zabawna książka mówi o sprawach trudnych i poważnych. Bardzo polecam!

Ingvar Ambjørnsen „Elling mamusin synek”, Wydawnictwo Replika, Dopiewo, 2005. Tłumaczyła: Maria Gołębiewska-Bijak. Tytuł oryginału: Fugledansen (1995). Redaktor: Hanna Koźmińska. Wydanie I. Projekt graficzny okładki: Dariusz Jasiczak.