Ciekawy debiut na granicy szaleństwa. Głębski tak, jak Łysiak w „Liderze” czy Miłoszewski w „Uwikłaniu” odkrywa skrywane, ciemne strony systemu, który niewinnych skazuje na potępienie, nie pozwalając prawdzie wyjść na światło dzienne, stając się zaułkiem ze ślepą uliczką dla uciekających przed mroczną tajemnicą. Na okładce książki czytamy, że to autentyczna historia, więc dreszcz emocji zaostrza się z każdą stroną. O ile nie przepadam za kryminałami, o tyle wciągnęła mnie ta niemal kryminalna historia, przez to, że ma i glejt prawdziwości i skrojona jest wprawnym, niepokornym i odważnym cięciem autora, przyjmując na siebie rolę Brudnego Harrego, który w imię prawdy idzie na literackie szranki z „Nimi”.
Akcja jest klaustrofobiczna, jak pokoik, w którym przebywają klienci sali, do której trafia młody absolwent psychiatrii, tropiący zagadki ludzkiego umysłu. Porywając się na największy eksperyment w swoim życiu przypominający spotkanie bohaterów „Lotu nad kukułczym gniazdem” w „Nagim lunchu”, którzy zafundowali sobie odlot, jak w „Wojnie polsko-ruskiej”. Głównego bohatera – Andrzeja Majera polubiłam od razu. Za entuzjazm. Za naukową pasję. Głębskiemu nie daruję żony Majera i Joli-sekretarki. Skąd u pisarzy taka potrzeba opisywania tępych kobiet i zołz? Akcja gęstnieje, ale czy się wyjaśnia? Czy zbliża mnie do prawdy? Ta niedwuznaczność to najmocniejsza strona tej książki. Bo nie wiem, czy nagle wpadam w narkotyczny odlot z Majerem, czy zbliżam się do rozwiązania jednej z największych zagadek medycyny, czy jedynie potwierdza się ułomność ludzkiej psychiki i wariuję razem z głównym bohaterem? Ostatnie strony to poetycko-narkotyczny majstersztyk no i jednak ostrzeżenie, że i zabawa zapałkami i innymi nieostrymi narzędziami to przysłowiowe igranie z ogniem i jak w tym przypadku z ciemniejszą stroną naszej psychiki, która wciąż pozostaje dla nas niewyjaśnionym.
Jacek Głębski, Kuracja, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1998.