Kategorie
Literatura nordycka

9 powodów, dla których szwedzki bestseller Leny Andersson przeszedł w Polsce bez echa

„Bez opamiętania” szwedzkiej pisarki Leny Andersson to książka, która odniosła sukces o jakim marzy każdy pisarz: była hitem sprzedażowym gorąco dyskutowanym niemal rok i zgarnęła najważniejszą szwedzką nagrodę literacką. Dlaczego więc nie jest czytana w Polsce?

Brak historii w tle

Leszek Mazan na pytanie Dlaczego Czesi czytają więcej od Polaków, które padło podczas Śląskich Targów Książki w Katowicach odpowiedział, bo mają literaturę, która wpisuje się w ich czytelniczy krwiobieg. Każde społeczeństwo jest szyte indywidualnym ściegiem potrzeb czytelniczych i jeśli odwoływać się do wzoru polskiego, to póki co, najchętniej czytamy to, co w jakimś stopniu mieści się w pojęciu faktu, czyli wszelkiego rodzaju non-fiction, jeśli beletrystykę to chętniej z historią w tle.  Nietrudno nie zauważyć, że świetnie opisane tło społeczno-obyczajowe, zawiłości polityczno-biznesowe i niestrudzona walka ze skomplikowaną i bezduszną machiną współczesnego świata, to największe atuty literatury skandynawskiej, która zafunkcjonowała globalnie dopiero po masowym sukcesie trylogii Stiega Larssona. W skromnej, niewielkiego rozmiaru książce Leny Andersson zabrakło rozmachu, z jakim jej szwedzcy koledzy zawieszają powieściową rzeczywistość na filarach krajowych wydarzeń. Okazuje się, że to, co narusza systemy małych państw skandynawskich to niewyklute jeszcze do rozmiarów potwora uwierające w skali mikro problemy, które tym większy wzbudzają strach i grozę z im większym poczuciem bezpieczeństwa są kojarzone. Jeśli w krajach, w których zgodnie ze statystykami i wszelkimi innymi danymi wszystko funkcjonuje, a powieściowy obraz zadaje temu kłam, wyobraźnia ma pożywkę, żeby poużywać sobie na naszym strachu. Lena Andersson idzie peryferiami takich literackich pokus, sięgając po temat odwieczny, uniwersalny i w oderwaniu od biegu wielkich wydarzeń w tle.

Bohaterką jest poetka i eseistka

Ester Nilsson główna postać „Bez opamiętania” jest poetką i eseistką, a to najgorszy z możliwych zawodów w kraju, w którym prawie nikt nie czyta. Gdyby była znaną postacią historyczną lub chociaż żoną, matką czy kochanką znanej postaci historycznej, jej kariera w nieczytającej Polsce nie byłaby tak krucha. Niestety Ester nie dość, że przynależy do świata nie cieszącego się estymą w kraju Lachów, „większość ludzi nigdy nie słyszała jej nazwiska”, to jeszcze jest intelektualistką, która ma „w dorobku osiem zadrukowanych broszur z dziedziny krytyki sztuki i literatury” i nie wdaje się „w sprawy, które by ją odciągały od tego, czemu pragnęła poświęcać czas: czytania, pisania i myślenia”. Ten odważny wybór postaci i ryzykowny polskiego wydawcy pokazuje heroiczną walkę o dobrą literaturę. Porażka nikogo tutaj nie dziwi.

Skromne życie

Jak pisze Filip Springer w kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania” (nr 2/2015), mamy w Polsce „całą generację 30-latków uwieszonych na kredytach i 600 tysięcy rodzin śledzących kurs franka”. A jak udowadnia Marcin Wicha, większość z Polaków to ludzie odklejeni od estetyki, zwieszeni w poczuciu, że piękne musi być drogie. Nie przypadnie, zatem polskiemu czytelnikowi do gustu bohaterka, która „zrezygnowała z kosztownego życia, jadała tanio”, osoba, która „podróżowała racjonalnie, nigdy nie zaciągała żadnego długu, czy to w banku, czy to u osób prywatnych”, kobieta, która ubiera się na wyprzedażach, a na zakupy chodzi wówczas, gdy musi. Kompulsywne wydawanie pieniędzy, żeby nadać treść swojemu życiu jest ostatnią przyjemnością, jakiej mogłaby się oddać Ester Nilsson. W dodatku Ester otrzymuje mieszkanie od gminy i z pewnością nikt się nie zorientował o co w tym miejscu chodzi, a chodzi o to, że każdy Szwed zapisuje się na listę kolejkową do mieszkania, które otrzymuje, za darmo, na ogół około 20 – 30 roku życia. Zagwozdka i kolejny powód, żeby nie czytać.

Zadeklarowana niechęć do posiadania dzieci

Ester Nilsson nie tylko „sumiennie stosuje antykoncepcję”, tracąc szansę na sukces czytelniczy u katolickiej części Polaków, którzy antykoncepcji nie stosują z powodów religijnych. To kobieta rewolucyjna, która nie boi się być wyznawczynią deklaracji bezdzietności, jakże niepopularnej w kraju nią zagrożonym. Być może cisza wokół książki Leny Andersson jest konsekwencją nieoficjalnego embarga; biorąc pod uwagę jej wywrotowe treści, powinna znaleźć się na indeksie ksiąg zakazanych.

Atak na kult męskości

Lena Andersson odniosła tak niespodziewany sukces, ponieważ zdemaskowała mechanizmy, jakimi posługują się mężczyźni zajmujący wysoką pozycję w świecie kultury. Zakochując się w twórcy, którego od dawna podziwia, pada ofiarą przemyślnej gry, którą tenże po mistrzowsku rozgrywa. Hugonem Raskiem może być każdy artysta, który nauczył się czerpać maksimum satysfakcji z kontaktu z otaczającym go światem; tworzący wokół siebie skomplikowany krąg wyznawców, traktując ich uwielbienie, jako swojego rodzaju motywator, twórczy rozpęd, ale też żerując na ich oddaniu i talencie, cedując na wpatrzonych w mistrza wyrobników najbardziej odtwórczą część artystycznych przedsięwzięć. To człowiek, który w sztuce egotyzmu osiągnął wyrafinowany szczyt. Narcyz pasożytujący na uwielbieniu tłumu, opinii publicznej. W Polsce taki atak jest niezrozumiałym literackim faux pas, bo my naszych panów od kultury wielbimy bezkrytycznie.

Nieodwzajemniona miłość zamiast komedii romantycznej

„Bez opamiętania” kursuje po archipelagu pełnym trudnych do pokonania i niebezpiecznych uczuciowych wirów. Lena Andersson postanowiła precyzyjnie opisać związek, w którym zakochana kobieta jest zwodzona, wykorzystana i poddawana nieustannej dawce nadziei. Podtytuł „Powieść o miłości” jest zwodniczy, bo miłość jest tu wyjątkowo skąpo dzielona i nierówno. Szczerość Andersson połączona z ironicznym poczuciem humoru bada granice cierpliwości czytelnika. Trudno nie zauważyć, że pisarka demaskuje mit wielkiej miłości równie bezkompromisowo rozprawia się z narcyzmem Hugona i nieustanną nadzieją Ester. Dla Raska każdy przejaw uwielbienia jest cenny, nie zrezygnuje więc z Ester. A kobieta nie potrafi na chłodno cieszyć się znajomością z nim i wciąga się w skomplikowaną emocjonalną grę, nieustannie podsycaną esemesami, telefonami, mejlami.

Środowiskowy romans

Książce Leny Andersson od początku towarzyszyły plotki. Salon sztokholmski powtarzał niemal pewne informacje, że pisarka opowiedziała w „Bez opamiętania” o swoim romansie z reżyserem Royem Anderssonem. I właśnie ten fakt podsycał ciekawość, do tego stopnia, że 200 000 osób popędziło do księgarń, żeby na własne oczy przekonać się o kulisach tego gorącego związku. Trudno powiedzieć, na ile ten sukces sprzedażowy został pobity po wystąpieniu w telewizji Roya Anderssona, który stwierdził, że być może jest pierwowzorem literackiej postaci, książki jednak nie czytał, więc pewności nie ma. Gdy więc Ester demaskuje miernotę intelektualną Raska, jego egotyzm, pokazuje mechanizmy władzy w związku, w którym doskonale widzimy, że ma średnie szanse, rośnie apetyt na plotki i domysły. W Polsce zabrakło tego plotkarskiego kontekstu, a z pewnością byłby to powód dla kilkuset tysięcy Polaków, żeby pogrzebać z nieukrywaną satysfakcją w cudzym, nieudanym życiu.

Łatwy temat – skandynawska forma

Skandynawowie najbardziej cenią sobie dobrze opowiedziane historie i ta jest bardzo dobrze opowiedziana, ale ze skandynawskim sznytem. Niewyszukany język, spokojna, nieco chłodna fraza. Taki sposób narracji nie sprawia żadnych oporów, opowieść dzieje się w warstwie obrazów, które automatycznie wypływają z kolejnych akapitów. Polacy czytający ambitnie pokiwają więc nieco rozczarowani, że tak tu językowo spokojnie. Dla masowego czytelnika będzie jednak zbyt ambitnie, biorąc pod uwagę rozwlekłe literackie zainteresowania Ester i poniekąd też Hugona. To dobry przykład literatury środka, u nas nieco mało docenianej.

Mały wydawca, więc go nie pokażemy w dużych mediach

Przyglądając się polityce medialnej uprawianej przez głównych nadawców treści kulturalnych, to mamy niemal hegemonię największych wydawców, bo w drobnym ułamku książki z niszowych oficyn są omawiane w mediach głównego nurtu. O książce Leny Andersson więcej pisało się w blogosferze, która z coraz większym impetem przejmuje rolę nie tylko komentatora, ale i odpowiedzialnego współtwórcy życia kulturalnego w Polsce. Warto w tym miejscu przyglądnąć się rozmachowi przedsięwzięć organizowanych choćby przez Śląskich Blogerów Książkowych. Niestety „Bez opamiętania” ukazało się w praktycznie nierozpoznawalnym Wydawnictwie Pi, które wprowadza na polski rynek skandynawskie powieści obyczajowe, ale biorąc pod uwagę impet, z jakim spory kawał literackiego tortu zagarnęły skandynawskie kryminały, myślę, że za dekadę, z równie dużym powodzeniem będą czytane skandynawskie powieści obyczajowe. Chwilowo jednak musimy poczekać na nową modę.