Ta inkrustowana słowem rzeczywistość przypomina mi perforowane magią przemijanie. Zaklęta w wielowarstwowej czasoprzestrzeni zostaję wprowadzona na salony historii rodziny autora, w których wśród gwaru rozmów dominuje subtelność wypowiedzi, szacunek dla słowa, w miłym dla ucha koncercie dźwięków porcelany, kruchych talerzyków, grawerowanych łyżeczek.
Dzięki tej książce uciekłam w świat niekończących się dyskusji o sztuce, filozofii, literaturze. Świat wiary w rozmowę, która przynosi radość, pobudza wyobraźnię, syci doskonałością. W magiczne oddalenie od szarej rzeczywistości ulicy, która rządzi się wielofunkcyjnym zastosowaniem słowa na „k”. Dehnel podarował mi świat, który przeminął, umarł, wraz z jego utracjuszami, których cieszyły spotkania z książką, muzyką, teatrem.
Mogłabym otworzyć „Lalę” na dowolnej stronie z komentarzem nie lubię a uwielbiam. Tak, uwielbiam to dobre słowo, choć wciąż niedoskonałe. Bo uwielbiam Dehnela, za to, że zanim coś napisze dobiera w tak misterny sposób słowa. Lubię go za to, że podobnie do ludzi Północy, którzy mają setki określeń na śnieg tak Dehnel ma setki sposobów opowiadania o jednej rzeczy. Przy okazji wystawy Lecha Majewskiego, która miała miejsce w Muzeum Narodowym w Krakowie tuż po projekcji filmu „Młyn i krzyż” przeczytałam gdzieś recenzję, że twórczość Majewskiego przypomina ogromny cyfrowy gobelin, zbudowany z wielowarstwowych przestrzeni, żywiołów przyrody i postaci ludzkich. Dehnel też tworzy takie literackie gobeliny zbudowane ze wspomnień, rodzinnych historii, dykteryjek, które rozgrywają się w domu dziadków w Oliwie, gdzieś na Kresach, w utraconym majątku rodzinnym, w pokoju dziadka, który wyjmuje z pudełka głęboko schowany sygnet rodzinny, przy stole u babci, która zwołuje gości na uroczysty obiad. Dehnel podobnie do Majewskiego w „Młynie i krzyżu” rozkłada na czynniki pierwsze rodzinę, to odchodząc w dygresjach to powracając do jej głównej bohaterki. Lala jest tak charyzmatyczną kobietą, że nawet gdy autor wydaje się przez moment o niej nie pamiętać, to ja przez cały czas widzę jej roześmiane oczy i czekam, na kolejną porcję o babci. Dehnel napisał, że pochodzi z rodziny, w której „kobiety były dumne, uparte i silne”. W każdym akapicie i każdym słowie czuję siłę tej kobiety. Ogromną determinację, żeby przeżyć życie i godnie i z upodobaniem do rzeczy pięknych.
Wzruszyło mnie bardzo odchodzenie babci. Jej zapominanie. Stawanie się bezradną. Ile czułości i szacunku jest w tym dawaniu z siebie, żeby uratować dla babci jeszcze jeden dzień. Sprawić jej i sobie z bycia z nią jeszcze jedną chwilę radości. Chciałabym, żeby mężczyźni i mieli i potrafili okazywać swoim najbliższym przywiązanie, oddanie, szacunek w tak ciepły, życzliwy i wzruszający sposób.
Jacek Dehnel, Lala., Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006.